Witajcie.
Pierwszy raz w życiu wybrałem się w podróż za granicę do kraju innego, niż Słowacja.
Poleciałem na grecką wyspę Zakintos!
Zabrałem ze sobą mamę, ojczyma i jeszcze małżeństwo, które poznaliśmy, więc było nas pięcioro.
To była również moja pierwsza podróż samolotem.
Lecięliśmy z lotniska Chopina w Warszawie.
W porównaniu do standardowej odprawy bagarzu i wszelkich innych procedur przed wejściem do samolotu, w czasach covidowych zmieniło się tylko to, że na lotnisku trzeba być 2,5 lub nawet 3 godziny przed odlotem zamiast standardowych dwóch i do tego potrzebne są dodatkowe dokumenty takie, jak wynik testu covidowego lub świadectwo szczepienia, polska straż graniczna przy powrocie wymagała też dokumentu o skrucie KLP.
Trzebabyło więc najpierw odstać w kolejce, by oddać bagaż główny, czyli taki, którego nie można mieć przy sobie podczas lotu i się go przewozi w specjalnie wyznaczonym do tego celu miejscu w samolocie.
Potem jest kontrola bagarzu podręcznego, gdyż np. nie może być w nim więcej, niż 100 ml jakiegokolwiek płynu, niczego metalowego ani ostrego i nie może ważyć więcej, niż 5 kg.
W żadnym z bagarzy nie może też być power banków ani kosmetyków.
Inne restrykcje są już ustalane przez bióro podróży oraz linię lotniczą.
Bióro podróży Grekos, gdzie wszystko załatwialiśmy, dało restrykcję, że jedna walizka bagarzu głównego nie może ważyć więcej, niż 20 kg, a linia lotnicza Rajaner ustaliła, że na pokładzie nie można spożywać własnego alkoholu.
Jeśli wszystko jest dobrze, wydawana jest karta pokładowa i można wejść do tzw. Strefy Bezcłowej na ostatnie zakupy przed odlotem.
Jeśli nie, system zacznie pikać i wtedy odbywa się bardziej szczegułowa kontrola osoby, która prubuje przewieść coś niedozwolonego, by sprawdzić, co to jest i to wyrzucić.
Tak, jak ktokolwiek coś zabierze niedozwolonego, dostanie karę w postaci straty tego przedmiotu na zawsze.
Po zakończeniu procedury, ok. 30 min przed startem kontrola bezpieczeństwa powinna otworzyć odpowiednią bramkę i zacząć wypuszczać ludzi na autobus, który zabierze ich centymetry od samolotu po wcześniejszym okazaniu przez nich kart pokładowych.
Zazwyczaj robią to później- ok. 25 lub nawet 20 min przed startem.
Na kartach pokładowych są wyznaczone miejsca, które dany pasażer powinien zająć.
My zazwyczaj zajmowaliśmy miejsca we wskazanym rzędzie, ale pozwalaliśmy sobie na małe roszady, np. że ja siedziałem z brzegu, nie pod oknem jak karta pokazywała.
Gdy lecieliśmy do Grecji, akurat wszyscy mogli siedzieć wmiarę blizko siebie.
Podczas samego lotu załoga sprzedaje różne ciepłe przekąski i napoje.
Już pewnie od jakiegoś czasu Rajaner również zbiera pieniądze na pomoc dzieciom w całej Europie i oferują zdrapki, których głównymi nagrodami są 1000000 eur oraz samochód.
Po wylądowaniu i wyjściu z samolotu trzeba od razu kierować się na autobus, który zabierze pasażerów do terminala na lotnisku docelowym, gdzie potem przechodzi się przez kontrolę bezpieczeństwa okazując paszport covidowy i e-rejestrację uprawniającą do wejścia do danego kraju.
I potem jest chyba ten najgorszy moment, czyli odbiór głównego bagarzu, gdyż jedzie wuzek, którym bagaż wjeżdża do i z samolotu i trzeba złapać i zabrać swój bagaż, gdyż jak się nie zdąży, trzeba czekać, aż wuzek zrobi kółko i bagaż znów stanie się dostępny.
No i najprawdopodobniej w Warszawie jedna z naszych walizek została uszkodzona, a mianowicie złamana została jedna z rączek do trzymania walizki.
Potem czekał na nas autokar Grekos z pasażerami jadącymi do różnych hoteli sieci Kareta.
Nasz hotel to był Sea view, więc wysiadaliśmy jako pierwsi.
Gdy tam doszliśmy, padało bardzo mocno.
Na szczęście, przyjechaliśmy akurat chwilę przed kolacją.
Po przylocie do Grecji czas zmienia się o godzinę do przodu.
Opowiem teraz co nie co o sieci tych hoteli, ale dużo nie wiem, gdyż wkońcu do reszty hoteli nie poszliśmy.
Kareta to sieć kilku hoteli prowadzonych przez jednego właściciela i znajdujących się w miejscowości Kalamaki i jej okolicach. Aktualnie pamiętam nazwy trzech z nich- Kareta sea view, Kareta beach, Kareta island (ten ostatni jest jakieś 25 km od kalamaki, reszta jest blizko siebie).
Sea view to jedyny hotel 16+ w tej sieci.
Po zameldowaniu się dostawało się branzoletkę, która uprawnia do korzystania ze wszystkich usłóg, które oferują pozostałe hotele w sieci.
Jeśli jednak chciało się zjeść posiłek w hotelu innym, niż sea view w naszym przypadku, trzebabyło to zgłosić na recepcji dzień wcześniej, by być wpisanym na listę dodatkową danego hotelu.
Były 3 pory posiłkowe- śniadanie od 08:00 do 10:00, objad od 12:30 do 14:30 i kolacja od 19:00 do 21:00.
Zawsze był to szwecki stół, było przygotowane kilka dań lub składników na kanapkę albo małe placki naleśnikowe podczas śniadania.
Z wyjątkiem śniadania, były też podawane dodatki, takie jak ziemniaki i ryż oraz surówki, od czwartku również frytki.
Napojów tam jako takich nie ma i trzeba je zamawiać w barze na zewnątrz hotelu.
W większości jedzenie było dobre i nawet pomysłowe, np. ciasto serowe zapiekane szynką.
Do objadu i kolacji później były dokładane też desery, więc na głód nie można było nażekać.
Praktycznie wszyscy mówili po angielsku, więc problemów z dogadaniem się nie było.
W niedzielę z powodu pogody już nic ciekawego się nie wydarzyło.
W poniedziałek kompaliśmy się w morzu, które było na prawde słone.
Plaża znajdowała się jakieś kilkadziesiąt m od hotelu, bliżej chyba sobie nie można było wymarzyć.
Morze było płytkie i ciepłe, więc trzebabyło kawałek przejść, by znaleść miejsce do pływania.
O 15 było spotkanie z rezydentką bióra podróży, ale moi rodzice chcięli się przejechać autobusem, by zwiedzić stolicę wyspy- miasto Zakintos.
Ja więc z małżeństwem zostaliśmy.
Gdy jednak rodzice się dowiedzięli pewnie od miejscowych, że tamtejszy autobus miejski jeździ po grecku, czyli nie przyjeżdża lub spóźnia się conajmniej 40 min, też wrócili i zdążyli przed samym spotkaniem.
Była tam mowa o tym, co można zobaczyć oraz o numerze telefonu do rezydentki oraz ubezpieczyciela zdrowotnego w razie potrzeby.
Ustaliliśmy też wtedy, że w środę odbędziemy rejs statkiem do okoła wyspy organizowany przez bióro podróży Rainbow.
Reszta dnia zleciała na opalaniu się na słońcu.
Wtorek był podobny do poniedziałku, z tym tylko, że po południu poszliśmy plażą do Laganas, czyli miejsca, które byłoby imprezowe gdyby nie było zakazu odbywania imprez w Grecji.
Trochę nieudana ta wyprawa była, gdyż gdy mięliśmy wracać, złapał mnie mocny ból brzucha, ale zdecydowaliśmy, że wrócimy jak najszybciej do hotelu i to się na szczęście udało.
Potem się dowiedzięliśmy, że godzina zbiórki na rejs to 08:20, więc w środę rano mogliśmy tylko zjeść ze 2 małe placuszki na śniadanie i ewentualnie coś z kuchni zabrać, gdyż miejscem zbiórki było rozwidlenie ulicy, gdzie znajdował się hotel z główną drogą Kalamaki, czyli ok. 10 min drogi piechotą jeśli szłoby się zdecydowanym krokiem.
Nikt tam jednak na nas nie czekał i dopiero jakieś 10 min później przyjechał autokar, który zabrał nas do portu w stolicy wyspy.
No i potem koło 10:00 zaczął się rejs, który trwał do 17:30.
Były planowane 3 postoje, pierwszy z nich się nie odbył z powodu zbyt wysokich fal, ale kapitan przed powrotem do portu zatrzymał statek w innym miejscu.
Najpierw więc był godzinny postój w zatoce wraku, gdzie podczas misji przemytniczej na Sycylię rozbił się statek i został odtransportowany na brzeg zatoki.
Następne 2 postoje były na pół godziny i pasażerowie mogli popływać, w zatoce wraku zresztą też i nawet dało się ją zwiedzać.
Wydawało się, że kapitan gdy płynęliśmy puszczał muzykę adekwatną do sytuacji- mroczną podczas przepływania koło grót i jaskiń, "Piraci z karaibów" podczas zakładania i zdejmowania flagi pirackiej z masztu itd
Była też mowa o interesujących miejscach podczas podróży w pięciu językach- greckim, angielskim, potem był język, którego nie mogłem rozpoznać, ale raczej jakiś rumuński albo francuski, potem hiszpański albo włoski i wkońcu polski, przy czym ta wersja polska to mówiła raczej rezydentka bióra podróży na żywo, reszta to wydawały się być nagrane wcześniej wypowiedzi- po grecku i angielsku mówiła ta sama kobieta, w trzecim języku miała nizki głos, po tem dla kontrastu był chyba najwyższy tonacyjnie głos.
Niestety sporo zabytków zniszczyło trzęsienie Ziemii w 1953 r, które pochłonęło 90% budynków i sporo z nich nie zostało odbudowane.
Utkwiło mi też, że wyspa ślubów to miejsce, gdzie Posejdon zamienił parę małżonków w skały, gdyż chciał wyjść właśnie za kobietę, którą kochał tamten chłopak.
Widząc, że nie może tego uczynić, dokonał takiego czynu z zazdrości.
Oprucz tej wyprawy w środę nie działo się nic szczegulnego.
W czwartek wynajęliśmy auto, by zwiedzić wyspę od strony lądu i zrobiliśmy bardzo dobrze, gdyż praktycznie uchroniliśmy się przed deszczem, który wtedy padał nad Kalamaki i okolicami.
Najlepsza jednak była ostatnia atrakcja, czyli Sun set bar, który został tak nazwany, gdyż z niego bardzo dobrze widać zachodzące słońce i jest dodatkowo widok na morze.
Nie zapomnę klimatycznej muzyki, która tam grała, wydawało się, że im bardziej słońce zaszło, pojawiały się coraz to nowe instrumenty i muzyka się zmieniała na mroczniejszą, to był defacto 1 długi track.
Jednak wtedy było już po 20 i musięliśmy wracać, by zdążyć na kolację.
W piątek rano rodzice poszli oglądać wschód słońca w Banana beach, ja wtedy spałem i mnie nie budzili.
No i po oddaniu auta już się tylko opalaliśmy lub pływaliśmy w morzu, po południu poszliśmy obejrzeć bananowca.
Sobota była praktycznie taka sama- po południu wyruszyliśmy kupić pamiątki dla rodziny i znajomych, wieczorem jeszcze był ostatni spacer po plaży i trzebabyło się spakować.
Lot powrotny był o godz. 07:25, godzina zbiórki na zewnątrz hotelu to 05:10, prawie w środku nocy więc trzebabyło wstać.
I akurat był taki paradox, że wtedy też była straszna ulewa, ale udało się szybko wsiąść do autokaru i bardzo nie zmóc.
Odprawa była o wiele sprawniejsza, gdyż tam od razu były otwarte 3 okienka, podczas gdy w Warszawie najpierw jedno i dopiero potem sukcesywnie 2 następne.
Nie mięliśmy jednak szczęścia do miejsc, gdyż ja z rodzicami dostałem miejsca w zupełnie innym rzędzie, małrzeństwo siedziało ze 6 rzędów dalej od nas.
No i tak dolecieliśmy i wróciliśmy samochodem do naszego domu, z kąd potem małżeństwo udawało się do siebie.
Wyjazd więc zaliczam do bardzo udanych, nikomu w samolocie ani na statku nie było niedobrze ani nie wydarzyło się nic niespodziewanego, np. awaryjne lądowanie.
To tyle, co wam chciałem powiedzieć, więc do zobaczenia później.
14 odpowiedzi na “Wrażenia z wyjazdu, tym razem z niespodzianką!”
Spooro tego
A widziałeś niespodziankę audio?
Tak
Jak myślisz? Co to jest?
Obstawiam, że to nagrywka ze środowego rejsu. 😀 No, wyczesane wakacje wrześniowe mieliście!
Dokładnie tak!
To mówił kapitan o twarzy Posejdona.
I zauważyłem, że mówiąc "Boat" kapitan umniejszył ten duży statek, którym płyneliśmy, powinien wkońcu go nazwać "Ship".
Może tak potocznie "Łajbą" albo "Łódką" go nazwał. 😀
Jeśli by tak było, to by oznaczało, że kapitan ma opanowaną i grekę i angielski.
Teoretycznie wszystko jest możliwe.
Tego już mi się nie udało nagrać, gdyż tego nie przewidziałem, ale gdy było zdejmowanie flagi pirackiej z masztu i kapitan powiedział po grecku i angielsku, by przygotować kamery i aparaty, by to sfotografować, potem spróbował powiedzieć
"Aparaty fotograficzne"
i praktycznie tylko mu cz nie wyszło, raczej to c przypominało, ale powiedział.
Pewnie miał zdolności lingwistyczne. To przydatne w jego fachu.
No to akurat wsumie prawda.
Była też zorba, ale już wtedy mi zdążyła paść bateria i wyszły nici z nagrania tego.
No, tak bywa.
To jest z jednej strony flustrujące, gdyż zazwyczaj najlepsze się zostawia na koniec, tak właśnie zrobiła załoga tego statku, a nie miałem możliwości tego pokazać właśnie tylko z powodu baterii.
Przeczytałam
A przesłuchałaś nagrania pod wpisem?
Na tym polega niespodzianka.